Beskid Niski - Listopad 2012
Data: 04.11.2012
Ekipa: cthulhu
Przebyta trasa: Uście Gorlicke, Kwiatoń – Skwirtne – Regietów – Kozie Żebro - Kwiatoń
Długo wyczekiwany powrót na szlaki mojego ulubionego Beskidu. Planowana samotna wędrówka w listopadowej wietrznej i ponurej aurze, z racji słonecznej pogody i niespodziewanego towarzysza zamienia się w sielankowy niedzielny jesienny spacer. Mimo tych sprzyjających warunków Beskid Niski po raz kolejny usypia moją czujność wprowadzając mnie na manowce.
Ekipa: cthulhu
Przebyta trasa: Uście Gorlicke, Kwiatoń – Skwirtne – Regietów – Kozie Żebro - Kwiatoń
Długo wyczekiwany powrót na szlaki mojego ulubionego Beskidu. Planowana samotna wędrówka w listopadowej wietrznej i ponurej aurze, z racji słonecznej pogody i niespodziewanego towarzysza zamienia się w sielankowy niedzielny jesienny spacer. Mimo tych sprzyjających warunków Beskid Niski po raz kolejny usypia moją czujność wprowadzając mnie na manowce.
Cmentarz wojskowy nr 57
Zasłuchany w radiowa audycję Wojciecha Manna, którego gust muzyczny umila mi podróż, o mało co nie przegapiam pierwszego, dzisiejszego celu. Wojskowy cmentarz nr. 57 w Uściu Gorlickim. Leży on przy głównej drodze, ale wtopiony w większy parafialny cmentarz może zostać przeoczony. Szczególnie gdy z głośników leci unikatowy koncertowy kawałek dorsów, trwający dokładnie jedną minutę i dwadzieścia dziewięć sekund. Po skończeniu liczenia i naturalnie odsłuchania numeru, opuszczam samochód. Rześkie, zimne powietrze automatycznie wypełnia me płuca. Na błękitnym niebie nieduże białe chmury i rozmyte pozostałości po samolotach. Nie jest to listopadowa mroczna aura, ale też jest przyjemnie. Bardzo przyjemnie. Koncentruje się na cmentarzu. Pochowano tutaj 13 żołnierzy armii rosyjskiej i 46 armii austro-węgierskiej. Projekt Dusana Jurkowicza. W porównaniu do imponującej Rotundy autorstwa tego samego pana, cmentarz w Uściu Gorlickim nie wyróżnia się niczym szczególnym poza blaszanymi daszkami wieńczącymi krzyże.
Cerkiew w Uściu Gorlickim
Dalej, w centrum przy rondzie otoczona kamiennym murem i kilkoma drzewami znajduje się drewniana greckokatolicka cerkiew pw. Św. Paraskewy. Trójdzielna konstrukcja, ściany pokryte czarnym gontem, blaszany dach i wieżyczki z imitacjami latarenek klasyfikują budowlę do świątyń typu zachodniołemkowskiego. Jej powstanie datuje się na 1786 rok. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi są otwarte. W środku odbywa się nabożeństwo w obcym mi języku. Ni to ruski, ni słowacki, coś jakby pomieszanie ich obu. Po nabożeństwie czekam cierpliwie aż większość opuści świątynie i zaczynam zwiedzanie, uwieczniając wnętrze na fotografiach. Uwagę przyciąga pełny ikonostas, ścienne polichromie i wyjątkowe płaskorzeźby, na cokole po obu stronach carskich wrót. Płaskorzeźby przedstawiają Adama i Ewę oraz proroków. Są one wyjątkowe i rzadko spotykane ponieważ dawny kościół wschodni nie uznawał rzeźby figuralnej.
Po wizycie w Uściu Gorlickim wsiadam do samochodu i zmierzam do Kwiatonia oddalonego od Uścia zaledwie 4 kilometry. Tam czeka na mnie cerkiewna wizytówka Beskidu Niskiego – dawna greckokatolicka cerkiew pw. Św. Paraskewy. Zatrzymuje się przy cmentarzu, ale zanim swe kroki swoje skieruję pod słynną cerkiew, wracam się do niewielkiej budowli sakralnej, którą mijałem jakieś 100 metrów wcześniej. Dwudzielna drewniana konstrukcja, z dwuspadowym blaszanym dachem, usytuowana przy głównej drodze to również cerkiew. Tyle, że prawosławna. Cerekiew pw. jakże by inaczej Św. Paraskewy tyle, że Serbskiej wybudowana została w 1933r. Jeśli chodzi o walory architektoniczne; jej toporna i nieciekawa bryła, w przeciwieństwie do swej smukłej konkurentki; w rankingu najpiękniejszych cerkwi plasowałaby obie cerkwie na przeciwległych biegunach. Jednak jeśli chodzi o rzeszę skupianych wiernych, to mała cerkiew w chwili obecnej króluje nad swą starszą siostrą. Otaczające ją samochody i religijne inwokacje dochodzące zza ścian świadczą o tym, że w środku odbywa się niedzielne nabożeństwo. Usprawiedliwiony tym robię tylko parę fotek świątyni z zewnątrz i prędko udaję się ku głównej atrakcji dzisiejszego dnia.
Przede mną jedna z najpiękniejszych cerkwi, a kto wie, może i drewnianych konstrukcji Polsce. Nie ma udokumentowanej dokładnej daty jej powstania. Różnorakie źródła szacują, że wybudowano ją w drugiej połowie XVII wieku. Znana jest natomiast data cerkiewnej wieży, odszukanej na jednej z belek konstrukcji – 1743r. Nie wiadomo czy jest to data zbudowania czy remontu wieży, ale jedno jest pewne. Jest to najstarsza datowana wieża z łemkowskich cerkwi. Cerkiew standardowo trójdzielna, a każda z brył na planie kwadratu zwieńczona osobnym dachem. Całość (poza częścią izbicy) pokryta jasnobrązowym gontem. Ponieważ jej drzwi są zamknięte, pozostaje mi jedynie podziwianie misternych, pieczołowicie wykonanych drewnianych detali cerkwi.
Kwiatoń jako jedna z nielicznych wiosek Beskidu niskiego może poszczycić się posiadaniem dwóch położonych niedaleko siebie cerkwi: prawosławnej i greckokatolickiej. (chociaż w chwili obecnej dawna greckokatolicka cerkiew służy teraz jedynie jako pomocniczy kościół parafii rzymskokatolickiej w Uściu Gorlickim)
Skwirtne
Wracam do samochodu i zakładam plecak. Jest 10 minut po południu i pora zacząć pieszą wędrówkę. Kieruję się asfaltem w stronę Swkirtnego. Ledwo przebyłem parę metrów gdy obok mnie, nie wiem skąd pojawia się pies. Czarny, jamnikowaty kundel. Taki wesoły typ, z wiecznie otwartą paszczą i merdającym ogonem, muszący być w ciągłym ruchu. Po niedługim czasie mijając dwie przydrożne kapliczki dochodzę do rozwidlenia dróg i odbijam w prawo, na wąską asfaltową drogę. Do Skwirtnego 0,5 km. Rozmyślam nad mym niespodziewanym towarzyszem, który biegnie przede mną. Nie po raz pierwszy na szlaku dołącza do mnie obcy pies, a czarny jamnik dokładnie po raz drugi. Może to mój duch opiekun? Ale pod postacią czarnego jamnika z ADHD ? Nie…
Po obu stronach zaczynają pojawiać się zabudowania. Są i stare drewniane chyże, jak i nowsze gospodarstwa z cegły. Przy nich ogołocone już z liści jabłonki, albo dostojne, złote o tej porze roku modrzewie. Nie mogło by się obejść bez przydrożnych kapliczek, które są ostatnią składową łemkowskiej wsi. Gdyby nie jeden obco wyglądający element, można by rzec, że całe otoczenie ze sobą harmonizuję. Tym niepasującym elementem są wielkie zrolowane bele owinięte białą folią. Później orientuję się, że jest to forma magazynowania siana na zimę.
Po obu stronach zaczynają pojawiać się zabudowania. Są i stare drewniane chyże, jak i nowsze gospodarstwa z cegły. Przy nich ogołocone już z liści jabłonki, albo dostojne, złote o tej porze roku modrzewie. Nie mogło by się obejść bez przydrożnych kapliczek, które są ostatnią składową łemkowskiej wsi. Gdyby nie jeden obco wyglądający element, można by rzec, że całe otoczenie ze sobą harmonizuję. Tym niepasującym elementem są wielkie zrolowane bele owinięte białą folią. Później orientuję się, że jest to forma magazynowania siana na zimę.
Skwiirtne - cerkiew
Delektując się doliną Plebańskiego potoku pies i ja, dalej zmierzamy na południe. Cieszę się, że mój czworonożny kompan wędruje razem ze mną, aczkolwiek czasem mu współczuję. To on, a nie ja, skupia całą uwagę różnej maści swoich pobratymców pałętających się bezpańsko po głównej drodze. Czasami jest naprawdę groźnie, ale widzę, że mały pies daje sobie radę. Dochodzimy do cerkwi. Dawna greckokatolicka cerkiew pw. Św. Kosmy i Damiana została wybudowana w 1837r. jest również perełką drewnianej polskiej architektury. Podobieństwem bardzo zbliżona do tej w Kwiatoniu. Jednak na pierwszy rzut oka różni ją dach. Tutaj namiotowy, bez załamań. Kolejną różnicą są małe otaczające cerkiew jodły, a nie jak to z reguły bywa stare, liściaste drzewa, nierzadko jesiony. Mimo wszystko cerkiew wciąż pozostaje imponująca.
Zamknięta cerkiew i biegające w pobliżu dwa wrogo nastawione psy, skłaniają do szybkiego opuszczenia tych okolic. Kurs Regietów. Ciągle po asfalcie, praktycznie po płaskim. Dookoła łagodnie pofałdowane niwelety łąk, a w dali lasów. Mijam pasące się krowy, konie pasieki uli, przydrożne Jezuski. "Wsi spokojna, wsi wesoła..."
Po jakimś czasie drogę, przecina gęsty iglasty las. Tuż za nim, dwujęzyczne znaki oznajmiają, że opuszczam Skwirtne, a zbliżam się do Regietowa. Im bliżej, tym coraz bardziej widoczny nowopowstały drewniany kościół. Po prawej w dal,i przypominjąca widziane za młodu PGRy, rozległa stadnina koni. Nad dachami domostw krążą hodowlane gołębie. Nowopowstała świątynia jak również mała, znajdująca się obok murowana, jednonawowa cerkiew nie wzbudzają mej ciekawości. Zatrzymuję się tylko na chwilę przy krzyżu upamiętniającym 1000-lecie chrztu Rusi i ruszam dalej. Po około 10 minutach odbijam w prawo na czerwony szlak.
Kozie Żebro
Godzina punkt 14. Rozkładam kijki i zaczynam podejście na Kozie Żebro (847m.n.p.m). Zanim wejdę w granicę lasu musze pokonać szeroką błotnistą drogę. Za plecami zalesione zbocze Rotundy prezentuję swe walory w jesiennej szacie. Zacienione podejście z jakąś niewiadomą regularnością charakteryzuję się tym, że im wyżej tym coraz stromiej. Wokół ciemny iglasty – liściasty lasy, a pod butami mokre liście. Kroki stawiam z uważnością, bo pod nimi niewidoczne śliskie podłoże. Po około 40 minutach dochodzę do gęsto rosnących małych jodełek, stanowiących granicę iglastego lasu. Za nimi nagie buki i olszyny. Z pomiędzy drzew prześwitują słoneczne promienie, sugerujące, że zbliżam się do szczytu. Po paru minutach staje się to faktem. Rozsiadam się na zwalonych drzewach pod tabliczką by dłużej odsapnąć po męczącym podejściu. Wertując mapę przestaję się dziwić, żem się trochę zasapał bowiem Kozie Żebro należy do jednych z wyższych szczytów Beskidu Niskiego. Ponownie zauważam duże rozbieżności w czasach przejść zaznaczonych na posiadanych mapach. Tym razem plus dla Demartu. Według wydawnictwa ExpressMap podejście te powinno trwać 1h30min.
Z zamyślenia wyrywa mnie niecierpliwe poszczekiwanie psa, który najwyraźniej spenetrował już wszystkie okoliczne krzaki i chciałby ruszyć dalej. Faktycznie nad mapą zasiedziałem się 20 minut. Za nim jednak wyruszam zwabiam podstępnie psa na kawałek kanapki. Nurtuje mnie jego wisiorek na czerwonej obroży. Jak się okazuje wisiorek skrywa w sobie liścik. A w nim… numery telefonów. Cholera, a już myślałem, że to jakiś wyimaginowany, mistyczny pies.
Kozie Żebro
Podnoszę zad i ruszam z powrotem w stronę Skwirtnego. Z racji, krótkiego listopadowego dnia i niewiarygodnych map odpuszczam zahaczenie o Hańczową. Po 10 minutach pozostawiam czerwony obijający w lewo szlak i zielonym szlakiem kontynuuje wędrówkę grzbietem Koziego Żebra. Po 20 minutach od rozwidlenia dochodzę do Skałki. Błękitne niebo, pojawiające się po lewej stronie rzadkie widoki na sąsiednie wzniesienia, ścieżka pokryta żółtymi liśćmi, płoszone przez psa sarny – wydają się nie mieć końca. Wędruje już przeszło godzinę i wciąż jestem na grzbiecie góry. Co prawda szeroki leśny trakt w między czasie zdążył się zmienić w nieśmiałą ścieżynę. Po jakimś czasie ścieżyna ta po prostu znikła. Analizuje topografię otoczenia. Strome kamienne zejście z kolejnego grzbietowego wzniesienia…. Muszę się znajdować na nieoznakowanej Kiczerce. Wyraźne, zielone znaki pojawiające się na drzewach aż do Skałki były nietrudne do przegapienia. Nie wiem kiedy przeoczyłem odbicie w prawo. Podążanie za pomarańczowymi lub niebieskimi wąskim kreskami widniejącymi na drzewach okazało się błędem. Porzucam myśl schodzenia na przełaj z Kiczerki w celu dostania się do rowerowej ścieżki i wracam szybko drogą, którą przyszedłem. Jest już po 16 robi się coraz ciemniej. Po około 15 minutach szybkiego marszu szlaku zielonego dalej nie widać. Jest za to wyraźna ścieżka odbijająca w lewo. Ślady ciągniętych drzew sugerują, że droga z pewnością zaprowadzi mnie na dół do Skwirtnego. Wybór okazuję się trafny. Już po paru metrach ścieżkach schodzi się z drugą, na której widnieje zielony szlak. Jest dobrze. Granice lasu opuszczam równo z zapadającym zmrokiem. Ostatnia część wędrówki zielonym szlakiem nie należy do przyjemności. Na zrytej krowimi kopytami polna drodze ciężko znaleźć suchy, stabilny kawałek gruntu. Po bokach wejście na łąkę zagradzają elektryczne pastuchy. Parę minut przed 17 wychodzę pod cerkiew w Swkirtnem a stamtąd już rzut beretem do samochodu pozostawionego w Kwiatoniu. Zbliżając się do Kwiatonia dzwonię pod oba numery w celu przekazania psa, Niestety nikt nie odbiera.
- Panie, czyj to pies? – zagaduje spotkanego pod samochodem mężczyznę.
- Wójta, łajza nie pies, za każdym polezie.
-Aha…
Czasy przejść:
Kwiatoń – Regietów – odbicie na czerwony szlak (SKPB), asfalt, ► 1h40min
SKPB – Kozie Żebro, czerwony szlak, ►50min
Kozie Żebro – Skałka , czerwony-zielony szlak, ►30min
Skałka – Skwirtne, zielony szlak►1h20min
- Wójta, łajza nie pies, za każdym polezie.
-Aha…
Czasy przejść:
Kwiatoń – Regietów – odbicie na czerwony szlak (SKPB), asfalt, ► 1h40min
SKPB – Kozie Żebro, czerwony szlak, ►50min
Kozie Żebro – Skałka , czerwony-zielony szlak, ►30min
Skałka – Skwirtne, zielony szlak►1h20min