Czerwone Wierchy - Grudzień 2009
Data: 05.12.09
Ekipa: Daniel, Kacper, cthulhu
Przebyta trasa: Kiry - Chuda Turnia – Ciemniak – Krzesanica – Małołączniak – Przysłop Miętusi – Kiry, czas przejścia: 7h25min
Po parotygodniowej nieobecności na górskich szlakach wreszcie udało nam się zorganizować wspólny wyjazd. Licząc na ładne panoramy oraz bezpieczną wędrówkę na cel naszej wyprawy obraliśmy Tatry Zachodnie.
Ekipa: Daniel, Kacper, cthulhu
Przebyta trasa: Kiry - Chuda Turnia – Ciemniak – Krzesanica – Małołączniak – Przysłop Miętusi – Kiry, czas przejścia: 7h25min
Po parotygodniowej nieobecności na górskich szlakach wreszcie udało nam się zorganizować wspólny wyjazd. Licząc na ładne panoramy oraz bezpieczną wędrówkę na cel naszej wyprawy obraliśmy Tatry Zachodnie.
ODCINEK 1– OSTRO W GÓRĘ
czas wyjścia godz. 8.20
Kiry – Polana Upłaz – Chuda Turnia: szlak zielony→ czerwony, czas przejścia 2h25min
Kiry – Polana Upłaz – Chuda Turnia: szlak zielony→ czerwony, czas przejścia 2h25min
Po dwugodzinnej podróży z Krakowa z lekkimi problemami logistycznymi wreszcie dojeżdżamy na parking w Kirach, leżący przed wejściem do Doliny Kościeliskiej.
Jest godzina 8.20. Po uiszczeniu niezbędnych opłat, mocno podekscytowani dosyć szybko pokonujemy płaski odcinek drogi wiodący wzdłuż potoku Kościeliskiego. Za Wyżnią Kirą Miętusią skręcamy w lewo i po paru krokach jesteśmy na rozstaju szlaków czarnego i czerwonego. Czerwony informuje nas, że droga na najbardziej wysunięty na zachód szczyt Czerwonych Wierchów, czyli Ciemniak (2096 m.m.p.m) - nasz pierwszy cel- zajmie 3h45min. Dalsze etapy naszej wyprawy będą zależne od czasu, w jakim będziemy pokonywać dzisiejszą trasę.
Wobec tego skręcamy w prawo i po przekroczeniu drewnianego mostu nad Miętusim Potokiem zaczynamy piąć się w górę. Kamieniste podejście zalesionym grzbietem od samego początku jest mocno strome. Po 25 minutach męczącego marszu docieramy do niewielkiej wycinki, gdzie można się rozsiąść na grubych pniach i chwilę odsapnąć. Wszyscy ochoczo realizujemy ten pomysł, bowiem zmęczenie dało się we znaki każdemu.
Po krótkiej chwili znowu podejmujemy wędrówkę. Tym razem podejście się lekko wypłaszcza i idzie się łatwiej, niż na początku. Dochodzimy do Polany Upłaz, na której ogłaszam krótki postój. Czuję, że niedawno zakupione buty, które dzisiaj mam okazję przetestować w zimowych warunkach, zaczynają mnie obcierać. By uniknąć dalszych nieprzyjemności z tym związanych przylepiam plastry i ruszamy dalej. Dalej pod górę.
Z czasem drzewa dokoła zaczynają rzednąć aż wkraczamy na otwartą przestrzeń. Wreszcie jakieś widoki. Niestety z racji porannej mgły nie są one zbyt imponujące, ale i tak cieszą nasze oczy. Z prawej wszędobylski Kominiarski Wierch i stożkowaty Opalony Wierch. Po lewej wystający zza Czerwonego Grzbietu wierzchołek Giewontu. Za plecami w oddali majestatyczna Babia Góra, podobna do wyspy dryfującej wśród oceanu chmur, a przed nami ośnieżona Chuda Turnia. Im wyżej się wspinamy tym panorama coraz rozleglejsza. Tatry Zachodnie widać już doskonale. Rozszyfrujemy nazwy poszczególnych szczytów, aż nasz wzrok zatrzymuje się śnieżnych wierzchołkach w ostatnim planie. To Rohacze! Z sentymentem wspominamy z Danielem naszą sierpniową wyprawę w tamte strony
Wraz ze wzrostem wysokości pojawia się pod stopami pierwszy śnieg, który po chwili całkowicie dominuje otoczenie. Idzie się po nim dosyć przyjemnie. Jest on dosyć twardy i miejscami oblodzony, ale dzięki świeżej warstwie puchu jeszcze niewywianej przez wiatr można stawiać w nim kroki nie bojąc się poślizgu. O godz.10.45 osłonięci od wiatru robimy postój na Chudej Turni przedsionku Ciemniaka.
Jest godzina 8.20. Po uiszczeniu niezbędnych opłat, mocno podekscytowani dosyć szybko pokonujemy płaski odcinek drogi wiodący wzdłuż potoku Kościeliskiego. Za Wyżnią Kirą Miętusią skręcamy w lewo i po paru krokach jesteśmy na rozstaju szlaków czarnego i czerwonego. Czerwony informuje nas, że droga na najbardziej wysunięty na zachód szczyt Czerwonych Wierchów, czyli Ciemniak (2096 m.m.p.m) - nasz pierwszy cel- zajmie 3h45min. Dalsze etapy naszej wyprawy będą zależne od czasu, w jakim będziemy pokonywać dzisiejszą trasę.
Wobec tego skręcamy w prawo i po przekroczeniu drewnianego mostu nad Miętusim Potokiem zaczynamy piąć się w górę. Kamieniste podejście zalesionym grzbietem od samego początku jest mocno strome. Po 25 minutach męczącego marszu docieramy do niewielkiej wycinki, gdzie można się rozsiąść na grubych pniach i chwilę odsapnąć. Wszyscy ochoczo realizujemy ten pomysł, bowiem zmęczenie dało się we znaki każdemu.
Po krótkiej chwili znowu podejmujemy wędrówkę. Tym razem podejście się lekko wypłaszcza i idzie się łatwiej, niż na początku. Dochodzimy do Polany Upłaz, na której ogłaszam krótki postój. Czuję, że niedawno zakupione buty, które dzisiaj mam okazję przetestować w zimowych warunkach, zaczynają mnie obcierać. By uniknąć dalszych nieprzyjemności z tym związanych przylepiam plastry i ruszamy dalej. Dalej pod górę.
Z czasem drzewa dokoła zaczynają rzednąć aż wkraczamy na otwartą przestrzeń. Wreszcie jakieś widoki. Niestety z racji porannej mgły nie są one zbyt imponujące, ale i tak cieszą nasze oczy. Z prawej wszędobylski Kominiarski Wierch i stożkowaty Opalony Wierch. Po lewej wystający zza Czerwonego Grzbietu wierzchołek Giewontu. Za plecami w oddali majestatyczna Babia Góra, podobna do wyspy dryfującej wśród oceanu chmur, a przed nami ośnieżona Chuda Turnia. Im wyżej się wspinamy tym panorama coraz rozleglejsza. Tatry Zachodnie widać już doskonale. Rozszyfrujemy nazwy poszczególnych szczytów, aż nasz wzrok zatrzymuje się śnieżnych wierzchołkach w ostatnim planie. To Rohacze! Z sentymentem wspominamy z Danielem naszą sierpniową wyprawę w tamte strony
Wraz ze wzrostem wysokości pojawia się pod stopami pierwszy śnieg, który po chwili całkowicie dominuje otoczenie. Idzie się po nim dosyć przyjemnie. Jest on dosyć twardy i miejscami oblodzony, ale dzięki świeżej warstwie puchu jeszcze niewywianej przez wiatr można stawiać w nim kroki nie bojąc się poślizgu. O godz.10.45 osłonięci od wiatru robimy postój na Chudej Turni przedsionku Ciemniaka.
ODCINEK 2– LENIWA SJESTA
czas wyjścia godz. 11.05
Chuda Turnia -Ciemniak: szlak zielony/czerwony, czas przejścia 40min
Chuda Turnia -Ciemniak: szlak zielony/czerwony, czas przejścia 40min
Siedzimy w skałach Chudej Turni (1858 m.n.p.m) i posilając się podziwiamy panoramę Tatr Zachodnich, do której zdarzyliśmy się już przyzwyczaić ale nie znudzić. Poranna mgła została wyparta przez chmury, które połknąwszy niższe szczyty zatrzymały się dopiero na zboczach Kominiarskiego Wierchu. Za plecami również urokliwie: Giewont a przed nim na stokach Doliny Miętusiej leniwie wypasające się stado kozic… niezbędny fragment tej „kiczowatej” scenerii.
Ponieważ czasowo stoimy bardzo dobrze podejmujemy decyzję, że po wyjściu na Ciemniak podążymy dalej Czerwonymi Wierchami, porzucamy początkowy plan powrotu przez Tomanową Dolinę. Płaski szczyt Ciemniaka i jego monotonne zbocza przypominają trochę końcowe podejście na Babią Górę od strony Akademickiej Perci… na których lekko nie było. Jednak te podobieństwo jest tylko połowiczne, ponieważ w rzeczywistości zbocze okazuję się mniej strome a po zalegającym na nim śniegu teren pokonuje się szybko i przyjemnie. Po 40 minutach jesteśmy na szczycie. Krótki postój na pamiątkowe foty i ruszamy dalej trasą Czerwonych Wierchów.
Ponieważ czasowo stoimy bardzo dobrze podejmujemy decyzję, że po wyjściu na Ciemniak podążymy dalej Czerwonymi Wierchami, porzucamy początkowy plan powrotu przez Tomanową Dolinę. Płaski szczyt Ciemniaka i jego monotonne zbocza przypominają trochę końcowe podejście na Babią Górę od strony Akademickiej Perci… na których lekko nie było. Jednak te podobieństwo jest tylko połowiczne, ponieważ w rzeczywistości zbocze okazuję się mniej strome a po zalegającym na nim śniegu teren pokonuje się szybko i przyjemnie. Po 40 minutach jesteśmy na szczycie. Krótki postój na pamiątkowe foty i ruszamy dalej trasą Czerwonych Wierchów.
ODCINEK 3– WIERCHY BIAŁO-CZERWONE
czas wyjścia godz. 12.00
Ciemniak – Krzesanica – Małołączniak – Czerwony Grzbiet : szlak czerwony → niebieski, czas przejścia 50min
Ciemniak – Krzesanica – Małołączniak – Czerwony Grzbiet : szlak czerwony → niebieski, czas przejścia 50min
Kierujemy się rozległym szczytem Ciemniaka na wschód. Nagle przed nami wyrasta Krzesanica (2122 m.n.p.m) – najwyższy szczyt Czerwonych Wierchów oddzielona od Ciemniaka Mułową Przełęczą. Jej lewa, pionowa i postrzępiona ściana z daleka wygląda dosyć groźnie, a wspinanie się nad nią, zaśnieżoną granią nie napawa optymizmem. Na szczęście na miejscu podejście problemu nie sprawia żadnego. Wspinając się bez obaw delektujemy się otoczeniem. Po lewej ciekawe formacje śnieżne pokrywające skały, a po stronie słowackiej widok iście zapierający dech w piersiach. Morze chmur zalewające rozległe doliny. Oszałamiające wrażenie potęguję niewidoczne słońce, które nadaje tym chmurom złotego brzasku. Zmierzając na szczyt nie sposób się nie zatrzymywać by po raz kolejny delektować się tym widokiem.
Z Krzesanicy idziemy na Małołączniak 2104 m.n.p.m) Zejście od strony nawietrznej nie jest już takie łatwe jak wcześniejsze podejście. Miejscami śnieg jest mocno oblodzony, więc z uwagą trzeba wybierać trasę, po której się schodzi. Żałuję, że nie posiadam raków, które w tym momencie z pewnością były by bardzo przydatne. Z Małołączniaka panorama rozpościera się już na Tatry Wysokie. Niestety możemy podziwiać tylko ich podnóża, ponieważ szczyty są ukryte wysoko w chmurach i takie pozostaną do końca dnia. Z Małołącznika skręcamy w lewo na niebieski szlak i schodzimy na Czerwony Grzbiet. Znowu oblodzone zejście i trzeba asekurować się kijkami. Wraz ze spadkiem wysokości spod śniegu wyłaniają się rudawe kępy traw, które znacznie ułatwiają schodzenie. Po niecałej godzinie marszu z Ciemniaka docieramy do stromego zejścia w Dolinę Miętusią. Tutaj robimy ostatni odpoczynek przed drogą powrotną.
Z Krzesanicy idziemy na Małołączniak 2104 m.n.p.m) Zejście od strony nawietrznej nie jest już takie łatwe jak wcześniejsze podejście. Miejscami śnieg jest mocno oblodzony, więc z uwagą trzeba wybierać trasę, po której się schodzi. Żałuję, że nie posiadam raków, które w tym momencie z pewnością były by bardzo przydatne. Z Małołączniaka panorama rozpościera się już na Tatry Wysokie. Niestety możemy podziwiać tylko ich podnóża, ponieważ szczyty są ukryte wysoko w chmurach i takie pozostaną do końca dnia. Z Małołącznika skręcamy w lewo na niebieski szlak i schodzimy na Czerwony Grzbiet. Znowu oblodzone zejście i trzeba asekurować się kijkami. Wraz ze spadkiem wysokości spod śniegu wyłaniają się rudawe kępy traw, które znacznie ułatwiają schodzenie. Po niecałej godzinie marszu z Ciemniaka docieramy do stromego zejścia w Dolinę Miętusią. Tutaj robimy ostatni odpoczynek przed drogą powrotną.
ODCINEK 4– PEŁNA KONCENTRACJA
czas wyjścia godz. 13.00
Czerwony Grzbiet – Przysłop Miętusi - Kiry: szlak niebieski→ czarny → zielony,
czas przejścia 2h45min
Widoki z Czerwonego Grzbietu również pozostaną mi na długo w pamięci. Stąd doskonale widać całe Czerwone Wierchy, Giewont oraz jakże by inaczej płaski szczyt Kominiarskiego Wierchu. Zastawiam się czy ta czarna czeluść ziejącą pod Przełęczą Małołączniacka to owa Wielka Śnieżna Jaskinia? Chyba tak. Tymczasem w Dolinie Miętusiej, do której będziemy za chwilę schodzić chmury serwują kolejne ciekawe zjawisko. Wpływają one wgłąb doliny niczym fala wpływając do zatoki podczas przypływu. Są bardzo blisko. Z tej kontemplacji wyrywa mnie Kacper, który wyraża obawy przed zejściem w dół. Ostrzega, że przed nami łańcuchy i kto wie czy nie będziemy musieli się wracać. A przecież do zmroku już niedługo.
Decydujemy się jednak na zejście.
Czerwony Grzbiet – Przysłop Miętusi - Kiry: szlak niebieski→ czarny → zielony,
czas przejścia 2h45min
Widoki z Czerwonego Grzbietu również pozostaną mi na długo w pamięci. Stąd doskonale widać całe Czerwone Wierchy, Giewont oraz jakże by inaczej płaski szczyt Kominiarskiego Wierchu. Zastawiam się czy ta czarna czeluść ziejącą pod Przełęczą Małołączniacka to owa Wielka Śnieżna Jaskinia? Chyba tak. Tymczasem w Dolinie Miętusiej, do której będziemy za chwilę schodzić chmury serwują kolejne ciekawe zjawisko. Wpływają one wgłąb doliny niczym fala wpływając do zatoki podczas przypływu. Są bardzo blisko. Z tej kontemplacji wyrywa mnie Kacper, który wyraża obawy przed zejściem w dół. Ostrzega, że przed nami łańcuchy i kto wie czy nie będziemy musieli się wracać. A przecież do zmroku już niedługo.
Decydujemy się jednak na zejście.
Droga prowadząca żlebem w dół jest bardzo stroma i niebezpieczna. Z pozoru suche głazy wcale nie są bezpieczne. Schodzenie nimi gwarantuje bolesny upadek, wobec czego wybieramy trawers po trawiastych skarpach. Całe szczęście, że nie ma tu śniegu. Teraz rozumiem obawy Kacpra. Gdyby ten teren był oblodzony, zejście tędy bez raków byłoby niemożliwością. W pełni skoncentrowani powoli schodzimy w dół, by po jakimś czasie zejść poniżej chmur. Atmosfera wewnątrz żlebu robi się bardziej mroczna. Nasza ostrożność się wzmaga, tym bardziej, że co jakiś czas spod stóp usuwają się luźne kamienie, które spadając w dół mogą stanowić zagrożenie dla idącego niżej. Wreszcie docieramy do prawie pionowej ubezpieczonej łańcuchami skały. W istocie zejście nie jest trudne jakby się wydawało. Za łańcuchami podłoże zmienia się w jeden wielki piarg. Chociaż wciąż jest bardzo stromo idzie się łatwiej, ponieważ nogi stabilnie zapadają się w grzęzawisku małych kamieni. Po jakimś czasie kamienie stają się większe i znowu trzeba wzmocnić czujność przed oparciem stopy. Po tym męczącym odcinku, który jak nam się wydawało zajął nam sporo czasu wreszcie wkraczamy w wąską ścieżkę biegnącą wzdłuż kosodrzewiny. Teraz pod stopami pojedyncze głazy, korzenie lub błoto.
Szlak w kosówce zamienia się w leśną ścieżkę. Droga ta jest dosyć długa i nużąca. Zniecierpliwieni zatrzymujemy się by rzucić okiem na mapę. Przysłop Miętusi to wysoka duża polana, więc nie było szans byśmy ją mogli ominąć. Faktycznie, dosłownie po paru krokach ukazuję nam się rozległa polana wraz ze skrzyżowaniem szlaków. Pełni entuzjazmu, że jesteśmy już niedaleko i zdążymy przed zmrokiem, docieramy do początku naszej pętli, czyli rozwidlenia szlaków czarnego i czerwonego.
O godz.15.45 opuszczamy Kiry planując już następną wyprawę w te rejony. Ja już się nie mogę doczekać, ale wiem jedno: "bez raków ani rusz”.
Szlak w kosówce zamienia się w leśną ścieżkę. Droga ta jest dosyć długa i nużąca. Zniecierpliwieni zatrzymujemy się by rzucić okiem na mapę. Przysłop Miętusi to wysoka duża polana, więc nie było szans byśmy ją mogli ominąć. Faktycznie, dosłownie po paru krokach ukazuję nam się rozległa polana wraz ze skrzyżowaniem szlaków. Pełni entuzjazmu, że jesteśmy już niedaleko i zdążymy przed zmrokiem, docieramy do początku naszej pętli, czyli rozwidlenia szlaków czarnego i czerwonego.
O godz.15.45 opuszczamy Kiry planując już następną wyprawę w te rejony. Ja już się nie mogę doczekać, ale wiem jedno: "bez raków ani rusz”.