Krasiczyn - Maj 2014
Data: 02.05.2014
Ekipa: Ewa, cthulhu
Przebyta trasa: Krasiczyn, Przyrodniczo - kulturowa ścieżka "Do Ralla"
Ciąg dalszy przygód z majówki 2014 na Pogórzu Przemyskim
Ekipa: Ewa, cthulhu
Przebyta trasa: Krasiczyn, Przyrodniczo - kulturowa ścieżka "Do Ralla"
Ciąg dalszy przygód z majówki 2014 na Pogórzu Przemyskim
Tuż przed zmrokiem postanawiamy zobaczyć słynny Zamek w
Krasiczynie. Jako, że już zmierzcha to tylko kwestia minut kiedy zrobi się
ciemno. Wchodzimy więc na chwilę by rzucić okiem na jutrzejszą atrakcję – zamek
zwany „Polską perłą renesansu”. Noclegu w Krasiczynie nie rezerwowaliśmy więc
dzwonimy do pierwszego hotelu z reklam, zlokalizowanych przy głównym parkingu.
Ku naszej uciesze hotelo-restauracja „Gościniec” posiada wolny pokój, więc w
ciemno zaklepujemy miejscówkę. Nasza
radość pryska kiedy podjeżdżamy pod owy zajazd. „Gościniec”, który w naszej
wyobraźni był wielką drewnianą karczmą z kominkiem i przytulnymi pokojami, w
rzeczywistości okazuję się być starym blokiem – podobnym do tego z Rybotycz. Na
dodatek z niedziałającą restauracją i klaustrofobicznymi pokojami. Rankiem prędko opuszczamy hotel i udajemy się na zwiedzanie Zamku.
Historia zamku sięga roku 1580 kiedy to Stanisław Krasicki,
największy magnat ziemi przemyskiej postanowił wybudować tu okazałą rezydencję.
Dzieła dopełnił jego syn Marcin, który przekształcił obronny zamek nadając mu
bardziej wytworny, reprezentacyjny wygląd. O świetności zamku może świadczyć
fakt, że gościli tu królowie Rzeczpospolitej: Zygmunt III Waza, Władysław IV,
Jan Kazimierz i August II. Z powodu bezpotomnej śmierci Marcina Krasickiego
Zamek podupadał, przechodząc kolejno z rąk do rąk wielu rodzin szlacheckich i
dopiero w roku 1835 zakupiony został przez rodzinę Sapiehów, której udało się
przywrócić mu dawny blask.
Niewątpliwie największe wrażenie sprawia architektura Zamku
wraz ze wspaniałymi, unikalnymi dekoracjami ściennymi. Zostały one wykonane
techniką sgraffitową, polegającą na noszeniu ciemnej warstwy tynku na
jaśniejszą i późniejszym zeskrobywaniu warstwy zewnętrznej, do czasu kiedy
jeszcze nie ulegnie związaniu. Powstałe w ten sposób krasiczyńskie obrazy
przedstawiają ówczesnych władców, motywy łowieckie, ornamenty roślinne lub
sceny z dworskiego życia. Podziw wzbudzają także bogato zdobione portale, arkady,
loggie oraz cztery narożne baszty o odmiennych zwieńczeniach: Papieska, Boska,
Królewska i Szlachecka. W baszcie Papieskiej mieści się kaplica, której
okazałość przyrównywana jest do kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu. Pośrodku
zachodniego skrzydła zamku wznosi się wieża Zegarowa, na której można dostrzec
zawieszony pocisk – niewypał, jako pamiątka po I wojnie światowej. Pod wieżą
znajduje się brama oraz kamienny most przez który niegdyś prowadził do zamku
trakt węgierski. We wnętrzach zamku niestety nie zachowało się oryginalne
wyposażenie. Największe zniszczenia dokonano podczas II wojny światowej, kiedy
to wojska sowieckie splądrowały i spaliły praktycznie wszystkie pomieszczenia,
nie oszczędzając nawet miejsc pochówku zmarłych.
Zwiedzając zamek w Krasiczynie nie można pominąć
otaczającego go parku. Romantyczny park w stylu angielskim to idealne miejsce
na wypoczynek dla miłośników pięknych plenerów. Można tu zaznać ciszy i spokoju
w cieniu rozłożystych, wiekowych drzew, liczących ponad 150 lat. Są one
pamiątką po rodzinie Sapiehów - ostatnich właścicielach zamku, którzy wprowadzili zwyczaj, że gdy rodził się
chłopiec sadzili dąb, a gdy dziewczynka lipę. Do dziś zachowały się przy
niektórych drzewach kamienne tabliczki z imieniem i datą narodzin dziecka.
Spacerując parkowymi alejkami wokół zamku mamy również okazję podziwiać
egzotyczne gatunki drzew i krzewów, które Sapiehowie sprowadzali tu z podróży
po Ameryce. W pobliżu stawu, który zajmuje centralne miejsce w parku rośnie
miłorząb dwuklapowy, z którym wiąże się przesąd, że trzykrotne okrążenie drzewa
gwarantuje nam spełnienie życzenia.
Po atrakcjach kulturowo- zabytkowych, pora na spacer w
plenerze. Decydujemy się na przechadzkę przyrodniczą ścieżką, o tajemniczo
brzmiącej nazwie „Do Ralla”. Dawniej,
różnorakie ścieżki – przyrodnicze, dydaktyczne czy kulturowe nie wzbudzały
mojego zainteresowania. Z czasem przekonałem się, że wędrówka nimi to idealne
rozwiązanie na niedługie spacery po ciekawych i mało popularnych terenach. Trochę
się dziwiliśmy, że wg. przewodnika na pięciokilometrową trasę przewidziano aż 3
godziny, jednak jak się okazało – z przyczyn wielokrotnego błądzenia i szukania
szlaku - trasa ta zajęła nam dokładnie tyle czasu.
Przyrodniczo – kulturowa ścieżka, oznakowana w biało-czerwone
kwadraty początkowo wiedzie równolegle do szlaku niebieskiego wspinając się
pomiędzy wiejskimi zabudowaniami. Mijając niewielki żydowski cmentarz, będący
pierwszym przystankiem ścieżki szybko osiągamy górujące nad Krasiczynem
wzniesienia. Chociaż czubki drzew zasłaniają bezpośredni widok na położony w
dolinie Sanu Krasiczyn, panorama na horyzoncie umożliwia podziwianie Pogórza
Dynowskiego. W miejscu kiedy do naszej drogi
dochodzi pod ostrym kątem z lewej strony polna ścieżka, trzeba uważać by
nie zgubić szlaku.
Należy w nią skręcić i mijając dwa maszty telekomunikacyjne kierować się w stronę lasu. Po wejściu do lasu następna atrakcja – sowiecki bunkier będący pozostałością po systemie umocnień, wchodzących w kompleks Linii Mołotowa. Bunkier zniszczony, jednak tony stali i kubiki betonu budzą podziw. Oglądając elementy wysadzonej konstrukcji, staram sobie wyobrazić proces budowania tego obiektu. Jak oni to betonowali? Czy używali pompy, a jeśli tak to jak ona tu wjechała? Po dłuższej chwili zadumy nad tym żelbetowym kolosem o ścianach i stropie ponad metrowej grubości ruszamy dalej. Trasa teraz wiedzie Lasem Garby. Spacer po płaskim zalesionym grzbiecie to czysta przyjemność, jednak cały czas mamy się na baczności by nie zgubić ścieżki. Nie dość, że jest ona fatalnie oznakowana to na dodatek bujnie rosnąca o tej porze roku buczyna karpacka skutecznie maskuje rzadko uczęszczane ścieżki. Kiedy szlak skręca w lewo rozpoczyna się zejście w stronę Sanu. Nie widząc oznakowań intuicyjnie poprzez chaszcze kierujemy się na azymut w dół. Intuicja nas nie zawodzi, dochodzimy do tajemniczych zarośniętych ruin. To dawna stajnia i dom zarządcy stajni wybudowane przez księcia Leona Sapiehę – przez miejscowych zwana „Kurpielówką”. Wiemy, że główny cel naszej przyrodniczo-kulturowej ścieżki „Do Ralla” jest gdzieś w pobliżu.
Trochę poszukiwań i jest: pomnik - mogiła, płyta nagrobna z epitafium dla dzielnego Ralla.
Kim był ów Rall? Rall był koniem księcia Sapiehy. Wspólnie z nim walczył w wojnie przeciwko bolszewikom. Mimo iż, na epitafium napisane jest, że zginął na przeszkodzie, jego historia wyglądała troszkę inaczej. W 13 dniu wojny koń, dosiadany przez księcia Leona Sapiehę doznał obrażeń, które wykluczyły go z dalszych bitew. Przeszedłszy na końską „emeryturę” wiódł spokojny żywot, aż padł ze starości. Książe wielki miłośnik koni postanowił uczcić swojego ulubieńca stawiając mu pomnik w pobliżu dworskiej stajni. Ciekawostką jest również, że prawdziwe imię konia brzmiało Ataman , jednak ponieważ takie samo nazwisko nosił ówczesny proboszcz w Krasiczynie, książę by nie urazić miejscowego proboszcza pośmiertnie nadał koniowi nowe imię Rall.
Trochę poszukiwań i jest: pomnik - mogiła, płyta nagrobna z epitafium dla dzielnego Ralla.
Kim był ów Rall? Rall był koniem księcia Sapiehy. Wspólnie z nim walczył w wojnie przeciwko bolszewikom. Mimo iż, na epitafium napisane jest, że zginął na przeszkodzie, jego historia wyglądała troszkę inaczej. W 13 dniu wojny koń, dosiadany przez księcia Leona Sapiehę doznał obrażeń, które wykluczyły go z dalszych bitew. Przeszedłszy na końską „emeryturę” wiódł spokojny żywot, aż padł ze starości. Książe wielki miłośnik koni postanowił uczcić swojego ulubieńca stawiając mu pomnik w pobliżu dworskiej stajni. Ciekawostką jest również, że prawdziwe imię konia brzmiało Ataman , jednak ponieważ takie samo nazwisko nosił ówczesny proboszcz w Krasiczynie, książę by nie urazić miejscowego proboszcza pośmiertnie nadał koniowi nowe imię Rall.
Polną drogą kierujemy się z powrotem do Krasiczyna. Po
prawej stronie pola i szkółka leśna, po lewej okazałe dęby. Przewodnik tę część
trasy nazywa aleją dębową. Po kilkunastu minutach droga się urywa nad brzegiem
Sanu. Poziom wody jest dosyć niski i zapewne brzegiem rzeki można spróbować
dojść do Krasiczyna. Zastanawiając się nad tą opcją wypatrujemy w lesie,
ścieżkę wspinającą się stromo na skarpę. Z racji, że wymagającej wspinaczki
jeszcze dzisiaj nie było, decydujemy się marsz przez las. Dzikim bukowym lasem,
przemierzając liczne jary i wąwozy, z zalegającymi w nich powalonymi drzewami
dochodzimy do Krasiczyna. Wczesnym popołudniem opuszczamy Krasiczyn.