Lackowa - Kwiecień 2012
Data: 14.04.2012
Ekipa: Daniel, cthulhu
Przebyta trasa: Izby – Przełęcz Beskid – Lackowa – Ostry Wierch – Biała Skała – Przełęcz Prehyba – Bieliczna - Izby
W rozpisce szczytów należących do Korony Gór Polskich, która wisi u mnie na ścianie obok monitora, liczba porządkowa nr. 15 wciąż pozostawała niepodkreślona. Liczba numer 15 była przypisana Lackowej – górze, której strome podejście stało się już legendą. Słynna „ściana płaczu” budziła we mnie niepokój, ciekawość a przede wszystkim chęć jej „zaliczenia”. Przygotowani na najgorsze, wspólnie z Danielem postanowiliśmy w końcu wspiąć się na ten najwyższy, leżący po polskiej stronie szczyt Beskidu Niskiego.
Ekipa: Daniel, cthulhu
Przebyta trasa: Izby – Przełęcz Beskid – Lackowa – Ostry Wierch – Biała Skała – Przełęcz Prehyba – Bieliczna - Izby
W rozpisce szczytów należących do Korony Gór Polskich, która wisi u mnie na ścianie obok monitora, liczba porządkowa nr. 15 wciąż pozostawała niepodkreślona. Liczba numer 15 była przypisana Lackowej – górze, której strome podejście stało się już legendą. Słynna „ściana płaczu” budziła we mnie niepokój, ciekawość a przede wszystkim chęć jej „zaliczenia”. Przygotowani na najgorsze, wspólnie z Danielem postanowiliśmy w końcu wspiąć się na ten najwyższy, leżący po polskiej stronie szczyt Beskidu Niskiego.
Początek drogi w Izbach
Stojąc przy drogowskazie na rozstaju dróg w miejscowości Izby, skąd będzie się zaczynała nasza wędrówka, zastanawiamy się nad precyzyjnością naszych map. Niebieska ścieżka rowerowa, która ma nas zaprowadzić pod przełęcz Beskid, w ogóle nie ma pokrycia z trasami na mapie i w przewodniku. Według mapy trasą oznakowaną na niebiesko skierowaną na zachód doszlibyśmy w okolice Mochnaczki, natomiast by dojść pod przełęcz musimy się trzymać lewej, nieoznaczonej na mapie drogi. Najwidoczniej szlaki w terenie musiały zostać niedawno naniesione, bowiem droga do Mochnaczki wiedzie teraz zieloną ścieżką rowerową, a na przełęcz Beskid niebieską. Chowamy mapy i przez malownicze łąki dawnego PGR-u, ruszamy w kierunku Lackowej, jedynej samotnej góry znajdującej się w naszym polu widzenia. W niecałe 20 minut dochodzimy do zalesionej przełęczy. Nie ma tutaj żadnych drogowskazów, poza granicznymi słupkami i tabliczką informującą, że za nimi jest już ziemia słowacka. Trochę zdziwieni, że jesteśmy już na przełęczy, do której według mapy powinniśmy wędrować ok.45 minut skręcamy w lewo o 90 stopni na słabo widoczną, ale biegnącą wzdłuż granicy ścieżkę. Po chwili docieramy do niewielkiej polany, za którą podejście zwiększa swe pochylenie. Wiedzieni instynktem, że to najprawdopodobniej zaczyna się finałowe podejście, które lżejsze już nie będzie, wykorzystujemy zwalone na polanie pnie by odsapnąć i posilić się. Według przewodnika czas przejścia z przełęczy Beskid (644m.n.p.m.) na Lackową (997m.n.p.m.) to ok.1,5h.
Podejście "ściany płaczu"
Biorąc pod uwagę, że w Beskidzie Niskim nawet w lecie jest błoto, a w miniony tydzień trochę padało zastanawiam się czy nasze podejście na szczyt nie okaże się dłuższe.,.. a może w ogóle będzie niemożliwe do wykonania. Daniel zakłada stuptuty, a ja staram się dopatrzyć czegoś ciekawego na horyzoncie. Chociaż drzewa nie pokryte jeszcze listowiem nie utrudniają obserwacji, na jakieś zapierające dech w piersiach panoramy nie mam co liczyć. W oddali jedynie pod zaciągniętym szarymi chmurami niebem, majaczą się delikatnie pagóry Beskidu Sądeckiego. Kończymy postój i z werwą ruszamy pod górę. Na drzewach od czasu do czasu widać wyblakły szlak czerwony oraz zamalowany popielatą farbą dawny szlak zielony. Po paru minutach dochodzimy do stromego podejścia. Słynna „ściana płaczu” we wczesnowiosennej aurze, przykryta jest warstwą ubiegłorocznych liści, z pomiędzy których przebijają się różnej wielkości skałki i korzenie. Na szczęście nie ma błota. Skracamy kijki i zaczynamy wspinaczkę. Według przewodnika pochylenie tutaj sięga do 30 stopni.
Wspomniane skały i korzenie ułatwiają bezpieczne oparcie stopy, ale od czasu do czasu wspinaczkę wspomagam rękami by przytrzymać się sąsiednich drzew. Ponieważ przy tym pochyleniu od twarzy do podłoża daleko nie jest, uwagę moją przykuwają małe niepozorne białe kwiatki. Zielono-białe kępki, prawdopodobnie przebiśniegów rozsiane po całym zboczu, wnoszą swym kolorytem radośniejszy nastrój w tym ponurym otoczeniu. Po około 15 minutach jestem już na grzbiecie. Stąd do szczytu parę minut spokojnego marszu. Powykręcane, ogołocone z liści, pokryte wielkimi hubami buki oraz zwalone stare drzewa co krok karzą mi się zatrzymać, by przyjrzeć im się z bliska. Być może Beskid Niski nie posiada imponujących wzniesień, a co za tym idzie zapierających dech w piersiach widoków, przez co pozostaje on w cieniu sąsiednich pasm. Jednak niekwestionowanym dla mnie atutem jest jego las. Ten milczący świadek historii ilekroć jestem w tym paśmie wprowadza mnie w dziwny nastrój, który nie w sposób opisać słowami. Niezależnie od pory roku ten las pozostaje dla mnie jakimś symbolem niewysłowionej rzeczywistości metafizycznej.
Gdy docieram do szczytu, na którym od dłuższej chwili znajduje się już Daniel do rzeczywistości sprowadzają mnie dwie tabliczki: słowacka – Lackova 996 m.n.p.m, oraz nasza – Lackowa 997 m.n.p.m. Tabliczka słowacka, chociaż już trochę podniszczona zębem czasu, wygląda przyzwoicie, a widniejące pod nią czasy przejść do pobliskich punktów ciągle ułatwiają wędrówkę turyście. Nasza, polska – normalna deska, rzekłbym z boazerii przybita do drzewa, opisana pisakiem (hmmm, a może pędzlem). Bez żadnych czasów przejść, zwieńczona niechlujnie niebieskim daszkiem, którego konstrukcja jest tylko imitacją daszka, wywołała w nas falę wzburzenia i ironii. Jeśli jakaś instytucja zadała sobie tyle trudu by zlikwidować szlak zielony, poniosła koszty farby i robocizny to niezrozumiałym wydawał się być fakt czemu nie poszli za ciosem i konkretnej tabliczki na szczycie nie zamontowali.
Po półgodzinnej przerwie na szczycie ruszamy dalej. Wciąż płaskim grzbietem Lackowej podążamy granicznym szlakiem. Po chwili szlak skręca o 90 stopni w lewo i zaczyna i się strome zejście ku przełęczy Pułaskiego(743 m.np.m), a z niej podobne podejście na szczyt Ostrego Wierchu (930 m.n.p.m.). Czas przejścia z Lackowej na Ostry Wierch trwa około 45 minut. Na szczycie skręcamy w lewo na żółty szlak, gdzie po około 20 minutach marszu płaskim grzbietem Białej Skały dochodzimy ku przełęczy Perehyba. Na samej przełęczy trwa wycinka lasu. Dzięki uwolnionej od drzew przestrzeni w oddali, po prawej stronie widać zabudowania miejscowości Ropki. Do Ropek doszłoby by się kontynuując wędrówkę szlakiem żółtym.
Po półgodzinnej przerwie na szczycie ruszamy dalej. Wciąż płaskim grzbietem Lackowej podążamy granicznym szlakiem. Po chwili szlak skręca o 90 stopni w lewo i zaczyna i się strome zejście ku przełęczy Pułaskiego(743 m.np.m), a z niej podobne podejście na szczyt Ostrego Wierchu (930 m.n.p.m.). Czas przejścia z Lackowej na Ostry Wierch trwa około 45 minut. Na szczycie skręcamy w lewo na żółty szlak, gdzie po około 20 minutach marszu płaskim grzbietem Białej Skały dochodzimy ku przełęczy Perehyba. Na samej przełęczy trwa wycinka lasu. Dzięki uwolnionej od drzew przestrzeni w oddali, po prawej stronie widać zabudowania miejscowości Ropki. Do Ropek doszłoby by się kontynuując wędrówkę szlakiem żółtym.
Piwnica i Busov
My chcąc trafić z powrotem do Izb, na rozstaju dróg skręcamy w lewo. Początkowo podążamy zgodnie z nowopowstałą niebieską ścieżką rowerową, ale przy pierwszej przecince drzew po lewej stronie drogi schodzimy z niej. Wychodzimy na skraj lasu i, mimo iż to pochmurny kwietniowy dzień rozwalamy się na trawie by leniwie kontemplować widoki. Przed nami rozległa dolina Białej, nad którą panuje Lackowa. Zza Lackowej wyłaniają się dwa szczyty. W ciemno zakładamy, że to musi być Busow (1002 m.n.p.m) i sąsiadująca z nim Pivnica (858m.n.p.m). Chociaż wiosna nie uderzyła jeszcze w pełni swymi kolorami, bardzo łatwo wyobrazić sobie jak przepięknie musi tu być w maju. Przypomina mi się dolina Regietówki. Do grona najbardziej malowniczych dolin Beskidu Niskiego, których pierwsze miejsce okupowała Regietówka, dołącza teraz dolina Bielicznej. Niestety po tej dawnej łemkowskiej wsi, opuszczonej przez mieszkańców w wyniku powojennych wysiedleń ostała się jedynie samotna cerkiewka oraz niewielki cmentarz. Zakładając, że oba miejsca muszą znajdować się za pobliskim zagajnikiem, niewyraźną ścieżką, na przełaj przez ściernisko schodzimy w dół doliny. Nie mylimy się. Za laskiem białe mury cerkwi p.w. św Michała Archanioła, oraz kamienne krzyże przycerkiewnego cmentarzyka. Ta jedna z nielicznych w tym rejonie murowanych cerkwi, została zbudowana pod koniec XVIII. Popadając przez lata w ruinę na szczęście w 1985 roku została odbudowana. W okolicach poza nami ani żywego ducha, a jak się okazuję drzwi do cerkwi otwarte. W środku dosyć ubogo. W miejscu klasycznego ikonostasu wisi jedynie obraz patrona świątyni, a białe ściany przyozdabiają malutkie obrazy świętych.
Ponieważ nad głowami coraz ciemniejsze chmury, z których zaczyna siąpić deszcz, szutrową drogą ruszamy do niedalekich Izb. Po paru minutach ponownie wchodzimy na niebieską ścieżkę, którą opuściliśmy pod przełęczą. Dwukrotnie, ale bez przeszkód przeprawiamy się przez koryto Białej, mijamy wypas bydła, w którym każda sztuka jest czarna by wreszcie na głównej drodze Izb zamknąć pętle naszego dzisiejszego wypadu. Zdążyliśmy w samą porę bo właśnie się rozpadało na dobre. Czas całej wyprawy łącznie z długimi odpoczynkami wyniósł 5,5 godziny.
Zaczerpnięte wcześniej informację o Lackowej jak i jej katorżniczym zachodnim podejściu okazały się mocno mylące. Przez długie lata niepotrzebnie karmiły moją wyobraźnię czyniąc z tej góry, górę o randze nieosiągalnej dla zwykłego śmiertelnika. Pełny obaw o warunki pogodowe na szlaku jak i o kondycje fizyczna po półrocznej nieobecności w górach, postanowiłem wreszcie uzupełnić moją KGP o szczyt Lackowej. Jak się na miejscu okazało moje obawy były bezpodstawne. Samo podejście trwało około 20 minut i stanowiło atrakcyjną odskocznie od niewiele wymagających podejść Beskidu Niskiego. Już wiem, że po tym kwietniowym relaksie w Niskim dosyć szybko tam wrócę. Niech tylko się zazieleni…
Zaczerpnięte wcześniej informację o Lackowej jak i jej katorżniczym zachodnim podejściu okazały się mocno mylące. Przez długie lata niepotrzebnie karmiły moją wyobraźnię czyniąc z tej góry, górę o randze nieosiągalnej dla zwykłego śmiertelnika. Pełny obaw o warunki pogodowe na szlaku jak i o kondycje fizyczna po półrocznej nieobecności w górach, postanowiłem wreszcie uzupełnić moją KGP o szczyt Lackowej. Jak się na miejscu okazało moje obawy były bezpodstawne. Samo podejście trwało około 20 minut i stanowiło atrakcyjną odskocznie od niewiele wymagających podejść Beskidu Niskiego. Już wiem, że po tym kwietniowym relaksie w Niskim dosyć szybko tam wrócę. Niech tylko się zazieleni…