Mała Fatra - Listopad 2011
Data: 11.11.11 – 13.11.11
Ekipa: Adrian, Daniel, cthulhu
Zwiedzane miejsca: Fatra Luczańska,, Horne Diery, Mały i Wielki Rozsutec, Fatra Kriwańska
Po ponad półtorarocznej przerwie, znowu wyruszamy na szlak wspólnie z Danielem i jego bratem Adrianem. Na cel listopadowego długiego weekendu wybieramy góry naszych południowych sąsiadów – Małą Fatre. Pasmo całkiem mi obce szybko zdobywa mą przychylność, a otaczające nas panoramy budzą w głębi zazdrość… , że też Słowacy mają tyle pięknych gór.
Ekipa: Adrian, Daniel, cthulhu
Zwiedzane miejsca: Fatra Luczańska,, Horne Diery, Mały i Wielki Rozsutec, Fatra Kriwańska
Po ponad półtorarocznej przerwie, znowu wyruszamy na szlak wspólnie z Danielem i jego bratem Adrianem. Na cel listopadowego długiego weekendu wybieramy góry naszych południowych sąsiadów – Małą Fatre. Pasmo całkiem mi obce szybko zdobywa mą przychylność, a otaczające nas panoramy budzą w głębi zazdrość… , że też Słowacy mają tyle pięknych gór.
Szlakiem na Vel'ka Lukę
Pierwszy dzień naszej wyprawy zaczynamy od częściowej eksploracji Fatry Luczańskiej. Start – Bystricka, cel – Vel’ka Luka (1476 m.n.p.m).
Żółty szlak już od samego początku pnie się do góry. Mijając ostatnie zabudowania, droga biegnąca do tej pory w linii prostej dochodzi do strumyka, za którym skręca w lewo i zaczyna się ostre podejście przez las. Od tej pory marsz zamienia się w morderczą wspinaczkę. Niecierpliwe wyglądam każdego prześwitu nieba między drzewami, biorąc je za początek wypłaszczonego grzbietu Fatry Luczańskiej, ale do niego jeszcze kawałek drogi. Im wyżej się wznosimy tym robi się coraz chłodniej, a z nieba zaczyna prószyć śnieg, co jest ciekawym zjawiskiem przy bezchmurnym niebie. Po głębszej analizie otoczenia zauważam, że to nie śnieg lecz szron z drzew nade mną. Efekt migoczącego szronu, odbijającego promienie słońca na tle błękitnego nieba jest niesamowity. Zapatrzony weń, zapominam o trudach mozolnej wspinaczki. W pewnym momencie drzewa zaczynają rzednąć, ustępując miejsca polanom borówkowym i złocistym trawom. Dochodzimy do Vidlicy (1466m.n.p.m). Pod nogami wreszcie płasko, dookoła nas rozległa łąką i jeszcze bardziej rozległa panorama. Kierując się w stronę masztów i przekaźników stojących na Vel’kej Luce, nie mogę oderwać wzroku od morza gór wokół mnie. Na pierwszym planie Fatra Krywańska oraz Wielka Fatra, a za nią Tatry Wysokie.
Żółty szlak już od samego początku pnie się do góry. Mijając ostatnie zabudowania, droga biegnąca do tej pory w linii prostej dochodzi do strumyka, za którym skręca w lewo i zaczyna się ostre podejście przez las. Od tej pory marsz zamienia się w morderczą wspinaczkę. Niecierpliwe wyglądam każdego prześwitu nieba między drzewami, biorąc je za początek wypłaszczonego grzbietu Fatry Luczańskiej, ale do niego jeszcze kawałek drogi. Im wyżej się wznosimy tym robi się coraz chłodniej, a z nieba zaczyna prószyć śnieg, co jest ciekawym zjawiskiem przy bezchmurnym niebie. Po głębszej analizie otoczenia zauważam, że to nie śnieg lecz szron z drzew nade mną. Efekt migoczącego szronu, odbijającego promienie słońca na tle błękitnego nieba jest niesamowity. Zapatrzony weń, zapominam o trudach mozolnej wspinaczki. W pewnym momencie drzewa zaczynają rzednąć, ustępując miejsca polanom borówkowym i złocistym trawom. Dochodzimy do Vidlicy (1466m.n.p.m). Pod nogami wreszcie płasko, dookoła nas rozległa łąką i jeszcze bardziej rozległa panorama. Kierując się w stronę masztów i przekaźników stojących na Vel’kej Luce, nie mogę oderwać wzroku od morza gór wokół mnie. Na pierwszym planie Fatra Krywańska oraz Wielka Fatra, a za nią Tatry Wysokie.
Z Vel’kej Luky by zamknąć pętelkę, niebieskim szlakiem schodzimy do Bystricki, gdzie mamy zaparkowany samochód. Tym razem przed nami nużące dwugodzinne zejście. Warto dodać, że mapa Tatraplanu ma starą aktualizację albo jest błędnie sporządzona. Szlak niebieski pojawia się i odbija w prawo, dopiero po około 2km marszu asfaltem szlaku żółtego. Nie prowadzi on bezpośrednio z Vel’kej Luki.
Z Bystricki po wcześniejszym przepłynięciu promem rzeki Vah (2,5E) udajemy się do Terchova. Tam lokujemy się na kwaterze i w celu napełnienia żołądków, wieczorem zasiadamy w Janosikowej Kolibie.
Z Bystricki po wcześniejszym przepłynięciu promem rzeki Vah (2,5E) udajemy się do Terchova. Tam lokujemy się na kwaterze i w celu napełnienia żołądków, wieczorem zasiadamy w Janosikowej Kolibie.
Horne Diery
Poranek w Terchowej jest mroźny, lecz bezchmurne niebo znowu zapowiada piękny dzień.
Podjeżdżamy do Stefanowej. Stąd żółtym szlakiem kierujemy się na Horne Diery, a następnie Mały i Wielki Rozsutec.W porównaniu do wczorajszego dnia trasa ta od samego początku jest bardzo przyjemna i interesująca. Oszronione i zacienione doliny ciekawie kontrastują z oświetlonymi zboczami oraz szczytem Małego Rozsutca, a my po półgodzinnym marszu docieramy do wąwozu – Horne Diery. Tam, wzdłuż potoku, przy pomocy stalowych kładek oraz drabinek, pniemy się do góry. Chociaż można by rzec trasa jest ubezpieczona, w momencie gdy trzeba pokonać drabinkę, której trzy z rzędu szczeble są oblodzone, mam serce w przełyku. Trasa mrocznym wąwozem wśród powalonych drzew i nietypowych skalnych formacji niestety po godzinie się kończy.
Z lasu wychodzimy na polanę, a przed naszymi oczami imponujący i według mnie najładniejszy szczyt Małej Fatry - Mały Rozsutec (1344 m.n.p.m.)
Przełęcz między Rozsutcami to idealne miejsce na odpoczynek. Podobno w lecie są tu tłumy. Teraz w listopadzie przez nikogo nie niepokojeni, posilamy się zapatrzeni w szczyt przed nami. Jednak czas skończyć tą sielankę, bo dzień krótki, a my chcemy jeszcze wejść na jego wyższego brata – Wielkiego Rozsutca.
Przełęcz między Rozsutcami to idealne miejsce na odpoczynek. Podobno w lecie są tu tłumy. Teraz w listopadzie przez nikogo nie niepokojeni, posilamy się zapatrzeni w szczyt przed nami. Jednak czas skończyć tą sielankę, bo dzień krótki, a my chcemy jeszcze wejść na jego wyższego brata – Wielkiego Rozsutca.
Zielonym szlakiem z lasu wchodzimy w kosodrzewinę. Im wyżej tym bardziej stromo a pod nogami wyślizgane wapienne skały. Od tej chwili ręce są potrzebne by przytrzymać się skały, korzeni kosówki, a późniejszym etapie łańcuchów. O ile w górę, można wyjść bez asekuracji łańcucha, tak w drodze powrotnej jest on niezbędny. Na szczycie Małego Rozsutca bezchmurne niebo i temperatura bliska zera stopni zapewnia doskonałą widoczność jak na tę porę roku.
Z Małego na Wielki Rozsutec (1610 m.n.p.m.) trasa ponownie wraca się na przełęcz między szczytami. Stąd czerwonym szlakiem maszerujemy ok. 1h20min. Droga ta jest łatwa w porównaniu z tą przebytą wcześniej, chociaż pod samym szczytem jest również jeden łańcuch. Ponieważ na szczycie jest trochę tłoczno i zimnawo nie biesiadujemy tam za długo. Czerwonym szlakiem ruszamy w dół ku przełęczy Medziholie. Zejście to jest strome. Pod stopami śliskie bądź usypujące się skały. Na szczęście są tutaj łańcuchy. Około godziny 15 jesteśmy na przełęczy. Tam na polanie robimy sobie godzinną sjestę. Ostatni rzut oka na południową oświetloną ścianę Wielkiego Rozsutca i przy zapadającym już zmroku zielonym szlakiem schodzimy do Stefanowej.
Wielki Rozsutec
W ostatni dzień pobytu na Słowacji udajemy się do Vratnej. Daniel ponieważ szedł już wcześniej Krywiańską granią decyduję się na szlak niebieski ze Starego Dworu, a my z Adrianem wjeżdżamy kolejką na Snilowskie Sedlo. Zdobywamy Wielki Krywań (1708 m.n.p.m), cofamy się na Chleb (1646 m.n.p.m) i przez Grunie, mijając z lewej masywnego Stoha (1608 m.n.p.m), schodzimy do Vratnej. Wędrówka Krywiańską granią kojarzy mi się z wędrówką przez bieszczadzkie połoniny i Czerwone Wierchy razem wzięte. Niestety nasza podróż dobiegała końca i pora była schodzić. Stojąc na szczycie Południowego Grunia i mając na wyciągnięcie ręki brązowy dach Chaty na Gruni, zastanawiałem się czemu czas zejścia tam według mapy trwa 45 minut. Jak już zacząłem schodzić to żałowałem dwóch rzeczy: że nie poszliśmy na Stoha i, że nie ma śniegu. Dupozjazd trwałby parę minut., a tak to mięsnie ud czułem jeszcze przez parę następnych dni. Z drugiej strony jakby było błoto….