Gruzja - lipiec 2013
Zwiedzane miejsca: Wardzia, Rabath, Upliscyche, Gori
Kolejne dni pobytu w Gruzji przeznaczamy na zwiedzanie sławnych skalnych miast: Wardzi i Upliscyche. Obecnie te skalne pozostałości miast-klasztorów są zamieszkane przez nielicznych mnichów, jednak w czasach swej świetności stanowiły bogate kompleksy.
DZIEŃ 3 - poniedziałek, 15.07.13
Rankiem, w sześcioosobowym gronie pakujemy się do vana Giorgija i udajemy się do leżącego na południu kraju, skalnego miasta – Wardzi. Po wczorajszym intensywnym wieczorze jesteśmy troszkę niewyspani, dlatego podczas jazdy staramy się nadrobić sen, a jest ku temu okazja bo droga z Kutaisi do Wardzi liczy grubo ponad 200 kilometrów. Z drzemania, co jakiś czas wyrywa nas zmieniający się za oknem krajobraz oraz muzyka dobiegająca z głośników. Hitem naszej podróży staję się rosyjskojęzyczny kawałek o refrenie „Mjediu nami niepogoda”. Tekst średnio rozumiany, ale za to muzyka wpada w ucho. Za każdym razem gdy rozpoczyna się ten przebój w samochodzie robi się wrzawa, a Gierogi z uśmiechem podkręca na full. Kiedy za oknem zalesione góry ustępują skalnym nieprzyjaznym klimatom to znak, że dojeżdżamy do celu. W oddali pojawia się skalny pionowy masyw - podziurawione niczym plaster miodu czarnymi jamami, skalne miasto Wardzia. Zbudowane za panowania króla Jerzego III pod koniec XII wieku, miasto szybko się rozbudowywało. Posiadało około 3 tyś. pomieszczeń przeznaczonych dla około 50 tyś. mieszkańców. W skale wydrążone były m.in. pokoje, piwnice, stajnie, refektarze a nawet biblioteki. Jak przystało na porządne miasto był tu również rozwinięty system wodno-kanalizacyjny. Niestety trzęsienie ziemi w 1283 roku zniszczyło około 2/3 zabudowań, a całość upadku kompleksu dopełnił perski najazd doszczętnie plądrując miasto w połowie XVI wieku.
Gdy wysiadamy z samochodu na zewnątrz panuje niemiłosierny skwar. Z parkingu usytuowanego na zboczu góry by dojść do skał trzeba się trochę namęczyć, bowiem klasztorny kompleks co by nie było, położony jest na wysokości 1300 m.n.p.m.
Po około 15 minutach docieramy do wydrążonych w skałach tuneli, pomieszczeń oraz licznych schodów. Na kompleks ten składa się na 13 pięter połączonych systemem przejść, a widok ten kojarzy mi się ze skalnymi miastami Indian, o których czytałem w westernach Karola Maya w czasach dzieciństwa. Zapuszczamy się w udostępnione wąskie i klaustrofobiczne tunele, gdzie niekiedy jedynym źródłem światła są nasze telefony komórkowe. Jednym z korytarzy dochodzimy do źródła, którego zimna i ponoć święta woda gasi nasze pragnienie. Podczas zwiedzania przekonujemy się, że miasto nie jest do końca wyludnione, gdyż w wyznaczonych strefach nadal bytują mnisi.
Gdy wysiadamy z samochodu na zewnątrz panuje niemiłosierny skwar. Z parkingu usytuowanego na zboczu góry by dojść do skał trzeba się trochę namęczyć, bowiem klasztorny kompleks co by nie było, położony jest na wysokości 1300 m.n.p.m.
Po około 15 minutach docieramy do wydrążonych w skałach tuneli, pomieszczeń oraz licznych schodów. Na kompleks ten składa się na 13 pięter połączonych systemem przejść, a widok ten kojarzy mi się ze skalnymi miastami Indian, o których czytałem w westernach Karola Maya w czasach dzieciństwa. Zapuszczamy się w udostępnione wąskie i klaustrofobiczne tunele, gdzie niekiedy jedynym źródłem światła są nasze telefony komórkowe. Jednym z korytarzy dochodzimy do źródła, którego zimna i ponoć święta woda gasi nasze pragnienie. Podczas zwiedzania przekonujemy się, że miasto nie jest do końca wyludnione, gdyż w wyznaczonych strefach nadal bytują mnisi.
W drodze powrotnej do Kutaisi Gieorgi zabiera nas jeszcze do miasta Rabath, o którym wcześniej nic nie słyszeliśmy. Nazywane jest również fortecą Akhalistiche, gdzie na obszarze około 7 hektarów znajdują świątynie różnych wyznań. Kościół, minaret, synagoga i meczet blisko siebie czynią to miejsce symbolem tolerancji. Poza świątynnym kompleksem wewnątrz twierdzy znajdują się również muzeum, stare łaźnie i cytadela. Mimo iż sam Rabath pochodzi dopiero z XVIII wieku, i jest młodszy o przeszło kilkaset lat od gruzińskich monasterów, warty jest odwiedzenia. Do
hostelu wracamy późnym wieczorem około godz. 23. Pod drodze Gierogij pomaga nam
wybrać najlepsze arbuzy wśród przydrożnych sprzedawców. Kolejny wieczór
spędzamy w gronie hostelowych gości z mocnym postanowieniem wcześniejszego
położenia się spać, które z samego założenia jest niewykonalne J.
DZIEŃ 4 - wtorek, 16.07.13
DZIEŃ 4 - wtorek, 16.07.13
Po zaledwie 5 godzinach snu ładujemy nasze walizki na dach samochodu i ruszamy w dalszą drogę. Oczywiście z Gierogim, do którego przez ten czas bardzo się przywiązaliśmy. Dzisiaj planujemy przemieścić się do Tbilisi, po drodze zahaczając o Gori oraz kolejne skalne miasto Upliscyche. Jednak do końca nie mamy pewności czy do stolicy uda nam się dotrzeć, gdyż z powodu bariery językowej nie wiemy, czy Gio zawiezie nas tam bezpośrednio, czy z Tbilisi ktoś po nas przyjedzie kiedy dojedziemy do Gori. Tak więc z ciężkim sercem opuszczamy naszą bazę wypadową w Kutaisi i ruszamy na wschód w kierunku Tbilisi.
Upliscyche jest sporo starsze od Wardzi. Te starożytne miasto położone w regionie Dolnej Kartlii datowane jest na 1000 lat przed Chrystusem. Od samego początku było ono twierdzą plemiennych przywódców, o strategicznym charakterze. Na szczycie kompleksu znajduję się chrześcijańska bazylika zbudowana w XIIw. Obecnie te wykute w skale miasto jest jedną z najważniejszych turystycznych atrakcji Gruzji.
Upliscyche jest sporo starsze od Wardzi. Te starożytne miasto położone w regionie Dolnej Kartlii datowane jest na 1000 lat przed Chrystusem. Od samego początku było ono twierdzą plemiennych przywódców, o strategicznym charakterze. Na szczycie kompleksu znajduję się chrześcijańska bazylika zbudowana w XIIw. Obecnie te wykute w skale miasto jest jedną z najważniejszych turystycznych atrakcji Gruzji.
Upliscyche urzeka nas równie mocno jak Wardzia, a mnie osobiście nawet bardziej. Krajobraz jest tu wypalony słońcem, a dookoła roztacza się piękny widok na meandrującą aż po horyzont rzekę i góry. Łagodne kształty skał i brak ekspozycji, umożliwiają spacer gdzie dusza zapragnie. Co krok napotykamy wygrzewające się w słońcu jaszczurki, które spłoszone szybko uciekają w szczeliny pomiędzy skałami. Spędzamy tu sporo czasu napawając się pięknem otaczającego krajobrazu.
Po powrocie do samochodu Gio przedstawia nam plan zorganizowania pikniku, którego głównym punktem będzie konsumpcja pięciu litrów wina, które już od dwóch dni wozi w samochodzie. Tak więc w drodze do Gori, zatrzymujemy się nad rzeką. W tym upalnym dniu miejsce to jest idealne na wypoczynek, doceniane nie tylko przez nas. Grupka dzieci urządza tu pokazy skoków do wody, a w cieniu drzewa starszyzna gra w domino. My natomiast dzielimy się kubeczkami z winem i chłodzimy nogi w strumyku.
Około godz. 16 sjesta się kończy i z przyjemnym szumem w głowach docieramy do Gori, miasta w którym urodził się Stalin. Kierujemy nasze kroki do muzeum jednak ku naszemu zdziwieniu jest już ono o tej porze zamknięte. Pozostaje nam więc zrobienie kilku zdjęć. Fotografujemy jego pomnik, pociąg którym podróżował oraz dom, w którym się urodził.
Do Tbilisi docieramy o zmroku.
Około godz. 16 sjesta się kończy i z przyjemnym szumem w głowach docieramy do Gori, miasta w którym urodził się Stalin. Kierujemy nasze kroki do muzeum jednak ku naszemu zdziwieniu jest już ono o tej porze zamknięte. Pozostaje nam więc zrobienie kilku zdjęć. Fotografujemy jego pomnik, pociąg którym podróżował oraz dom, w którym się urodził.
Do Tbilisi docieramy o zmroku.